niedziela, 15 marca 2009

mapa dnia

Pan, którego minęłam miał bardzo granatowe spodnie - jakby dopiero co wyszedł z puszki po granatowej farbie (a dokładniej, jak się potem dowiedziałam - z koloru "błękit Thénarda").
Miał tak spłowiałe, zszarzałe (nie szare!) włosy, jakby używał ich zamiast mopa, do czyszczenia podłogi.

Nasza pani filozofka lubi pomarańczowy. Jej puchate, rude sweterki kojarzą mi się wiecznie z gotowaną marchewką (taką z groszkiem). Już wiem czemu na filozofii moje ślinianki pracują wyjątkowo intensywnie...


Nie mogę odnaleźć w mojej głowie odpowiedzi na temat z rysunku. "Moje mapy świata"...
Codzienne zupy, różniące się od siebie drobiazgami - tworzące każdego dnia inną mapę na powierzchni pełnego garnka. Inne ślady na dnie talerza, już po zjedzeniu. W inny sposób tężeją i twardnieją te resztki.

Patrzę na świeżo usmażone placki Kuby - całe pokryte strupami od poparzeń po oleju, żółtosine pośmiertnie ziemniaki zmieszane z tylko-Kuba-wie-czym.
Poparzone są jabłka pieczone z cynamonem - mają miękkie, ciepłe wnętrzności. Wydrążam łyżeczką obłe ciałka, wysysam soki z odchodzącej lekko od ciała skóry.


Każdego dnia po obsypaniu pudrem, zostaje mi na opuszkach palców świecący pyłek - jak ten, dzięki któremu latały dzieci w "Piotrusiu Panie". Czasem nie chcę go strzepywać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz