"Kiedy okrągłe lustro leży na podłodze - jak olbrzym-kot w butach przechodzę ponad odbitym światem.
Podróż na wschód upłynęła mi spokojnie - nie nazywam odległości od łóżka do kuchni oceanem (Atlantyckim ani Spokojnym).
Z powrotem było już gorzej - skakać przez kałuże farb. Były już zaschnięte - jak synonim do "martwe", ale nie chadzam do celu po trupach.
Kiedy wróciłam - moje łóżko zaskrzypiało niedowagą. Myślałam, że to z tęsknoty za mną. Ale ono zaskrzypiało. O. o milczeniu kształtów twarzy widzianych z karcianej perspektywy. Król i królowa po ukosie cięci - głowy ułożone na przemian jak ryby, choć to ani Twój ani mój znak zodiaku.
Masz wąskie wypukłe wargi, a ja, jak ciętą nożem, wyrzeźbioną płasko górną.
Masz nieogoloną brodę, a ja gładkie nogi.
Nic z tego nie wynika.
Jesteśmy pewnie tylko snem jakiejś staruszki na łożu śmierci, która umarła za wcześnie.
Nie zdążyła dokończyć snu."
Znalazłam te swoje słowa, jeszcze takie wtedy samotne, na jest-lirycznie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz