sobota, 28 lutego 2009

KLECHDY LUBELSKIE

Poza fantazjowaniem czasem się na coś przydaję ;>

Projekt z wakacji.
Ilustracje: moje :)
Projekt graficzny: Jakub Ben
Ręce: Kuba
Zdjęcia: ja & Kuba

chore zwierzątko

Targi w Warszawie, a ja w tym czasie leżę w domu, w łóżku. Targach stoisko AVANT - w katalogu - modelka. Marta.

Co za ironia losu, że, kiedy inni patrzą na tę świeżą i wystylizowaną dziewczynę - ja-ona leżę chora w łóżku. Antybiotyk na zapalenie płuc.

Zakatarzone chusteczki przywołują zapach zasikanych, chomiczych trocin. Kaszlę, katarzę, wypluwam ślinę do kubka.

Czuję się jak chory człowiek, ale jeszcze do wczoraj - bardziej jak konające zwierzątko.
kiedy nie można mówić za dużo, gdy przez ból gardła nie da się jeść - węszą.
Bo wśród ludzi, a prawie nie mówi, bo karmiona - nie je.

piątek, 27 lutego 2009

SEN - Pokój kobiet-usypiaczek

Sen z 27. 07. 2008r.


Zaczął się, kiedy byłam w trakcie egzaminu. Zdawałam do... szkoły modelingu i baletu.
Byłam w wielkiej, wręcz ogromnej sali z dziewczyną, z którą miałam zdawać. Do szkoły zdawało się dwójkami, ale przyjmowano pojedynczo.
Pod sufitem zawieszona była dłuuuga huśtawka - dłuższa od tych z Wesołego Miasteczka, była raczej jak te z cyrku, na których się robi różne akrobacje, a one z ludźmi, jak z koralikami nanizanymi na nitkę, kołyszą się wahadłowo.

Koleżanka wykonała już swoją część numeru. Kolej na mnie. Rozpędzam się i wzbijam huśtawką wysoko. Wszystkie oczy patrzą na mnie, światło wziera przez wszystkie okna, opromienia mnie, uderza o mnie niemal boleśnie - jak fale morskie.

Rozpędzam się i raz jeszcze huśtawka przemierza drogę od jednej ściany... ale nie zatrzymuje się! Przez wielkie otwarte okno siła wyrzuca mnie razem z huśtawką!
Wszyscy zamierają w bezruchu, ale egzamin trwa.

Długo jeszcze lecę poza oknem. Jakiś pan z domu obok widzi mnie, wychylając się przez okno.
Muszę wymyślić coś, by nie oblać egzaminu. Nie mogę po prostu wdrapać się po ścianie budynku i wyczołgać z parapetu. Trzeba pokazać klasę modelki i grację baletnicy [nie rozbijać nic, nie rozlać nic po drodze].

Rozpędzam się odpychając nogami od zewnętrznej ściany budynku. I wpadam na salę jak silny wiatr.
Wszyscy biją brawo. Ludzie, którzy patrzyli na moje powietrzne akrobacje, stojąc na chodniku też biją brawo.

Zdałam egzamin. Dostałam się.

Szukam planu lekcji na głównym korytarzu. Bardzo mało zajęć.

Jestem jak niewidzialna - przemykam przez korytarze jak duch.
Jakaś dziewczyna nagle zagaduje mnie i pyta mierząc mnie od stóp do głów:
- To moda ślubna?
- Nie - mówię.
- Jak to nie? To ślubne!
- Co? - pytam [inteligentnie ;)] w ogóle nie rozumiejąc o co jej chodzi.

Pokazuje mi ruchem głowy ścianę za mną. Nie chodziło jej o mój ubiór, ale o to, co wisi za mną.
Wiele zdjęć - nie ślubnych. Na zdjęciach - dużo zieleni, jak Ofelia martwy płód leży w rzece, brzeg porastają różne kwiaty i zioła. Fotografia aż pachnie lasem. Inne zdjęcie - maleńkie stópki wystające z trawy - jak jasny wąż chowający się w zaroślach, jak korzenie - roślina wyrwana z korzeniami, wyrzucona na ziemię, umarła.

- Czemu mówisz, że to ślubne? Co to ma [do cholery] wspólnego ze ślubem? - pytam.
- One są dwójkami, widzisz? Dwie rączki, dwie stópki...

[Te dzieci były jak - pewien fotograf z digarta robił zdjęcia małemu, plastikowemu samochodzikowi, w różnych sceneriach - pośród trawy, w mieście, obok prawdziwego samochodu, w kosmicznej przestrzeni. Samochodzik - podróżnik.]

Te dzieci były podrzucane w różne miejsca - ale najwięcej było zdjęć z zielenią.
I był to początek do krainy wyścielonej białymi ciałkami.
Wydarte przedwcześnie marchewki dzieci. Mówi się o dzieciach - owoce. "Warzywo" to człowiek wegetujący. Ale to nie były owoce - to były marchewki, wydarte przedwcześnie warzywa. Jeszcze nie skręcone z wysuszenia.


Sala z huśtawką była taka ogromna. Kiedyś zobaczyłam małe, uchylone drzwi na jednej ze ścian tej sali.
Weszłam tam.
Na pierwszym planie stały kobiety nad łóżkami z leżącymi na nich staruszkami. Łóżka były wysokie - tak, że sięgały stojącym osobom do pasa lub ramion. Łóżka jak szpitalne, ale nie sterylne, trochę jak polowe. Może były czyste - ale pachniały kurzem, jak wszystko w tym pokoju.

Pod ścianą siedziały szyjące kobiety - jedne haftowały, inne cięły materiał. Wokół roznosił się babciny zapach i zapach szminki. po prawej stronie stały manekiny - było ich mnóstwo też na półkach - same głowy. A na nich - kołnierzyki, błyszczące barokowym przepychem bluzki, koszule. Zdaje się, że nawet kamizelki.

Zaczęłam rozmawiać z kobietą, która stała przy jednym z łóżek i usypiała staruszkę.
Teraz przypomniałam sobie, że czekała, aż ta babcia zamknie oczy, a potem przykrywała jej twarz kołdrą czy grubszym prześcieradłem (nie sterylnym, ale białym w jakieś drobne kwiaty, jak chusta na głowę).
Nie wiedziałam czemu kobiety usypiają inne - w tych wysokich łóżkach. Nie wiem czy to było uduszenie czy raczej przykrycie martwego już ciała.

Pytałam jak to możliwe, że te staruszki są w szkole o profilu "modeling & balet". Rozmawiałyśmy łamanym angielskim.
Najpierw spytałam czy mówi po angielsku - zdziwiła się.
pokazałam palcami, a tak troszeczkę? Kiwnęła głową.
Powiedziała, że informacje o tym, że w tej szkole jest też miejsce dla tych, którzy chcą szyć, projektować ubrania, usypiać, układać ludzi do snu to nie są informacje oficjalne i, że coraz mniej osób chce się dowiadywać rzeczy, o których nie mówi się wprost, że ludzie chcą wejść do sklepu i kupić to, co chcą, że nie chcą tajemnic. I chcą mieć te rzeczy, nie zdobywać.

Leżąca, śpiąca już staruszka miała przenikliwe spojrzenie.

Kobieta, z którą rozmawiałam spytała:
- Jak to? To nie tu chciałaś być - w szkole modelingu? [brzmiało to co najmniej dziwnie, z ust pomarszczonej babci]
- Chciałam.
A przecież kiedyś pisałam listy. Wysyłałam w nich zasuszone kwiaty, wyszywałam poduszki, ubrania, robiłam [tandetną] biżuterię.
Kiedyś chciałam być jak te wszystkie święte z obrazków babć.
Ale nie robię już tego wszystkiego. I nigdy później życie staruszki nie było już dla mnie ideałem życia. Nie myślałam, że coś w tym miejscu przypomni mi o niezrealizowanych planach, że poczuję znów ten senny zapach.

Podeszłam do półki z manekinami, chciałam dotknąć atłasu i chropowatej powierzchni rękawów, ale ktoś wszedł. Odwróciłam się w stronę drzwi.


To było jak inny świat - wielki świat, wielka sala baletowa i mnóstwo sal z operacjami na płaszczyźnie twarzy, wklęsłościach klatki piersiowej i ta jedna malutka, ciasna klitka - cicha wspólnota staruszek. Na innych kierunkach były młode dziewczyny, a w tej sali były krawcowe życia, usypiaczki życia.

Były już takie stare, a wciąż wyszywały, doszywały guziki do koszul, przyszywały odprute koronki do poszewek na poduszki, szukały kolorowych tasiemek i wstążek, prasowały spódnice i krochmaliły pościel.


Rozmawiałam we śnie z moim Kubą.
Powiedział:
- Nie martw się, że jesteśmy młodzi. Nasze uczucie nie jest dzieckiem wieku. Gdybyśmy byli młodsi albo starsi - i tak rozpoznalibyśmy się pod każdą postacią.
Myślę, że to uczucie to coś, do czego będzie trzeba nieustannie dorastać, próbować dosięgnąć, by zobaczyć, docenić, przyjąć je całe - jak dziecko, które na palcach próbuje dosięgnąć czegoś z wysokiego stołu. Ono jest poza nami. Jakby to było zadanie na całe życie.
Nie bój się, możemy być beztroscy, nawet szaleni - to jedno jedyne, co wisi nad nami jak opatrzność to uczucie.

__________________________________________
Pisownia taka, jak w moim Senniku, gdzie zapisuję sny zaraz po przebudzeniu. Dlatego dialogi takie niemrawe i gdzieniegdzie strumień świadomości.


Ten sen tylko uświadomił mi jak czasem tęskno za wlekącymi się dniami, za życiem staruszki, która całe życie ma właściwie już za sobą, a teraz już tylko stara się zebrać jak najwięcej dobrych uczynków, żeby się dostać po śmierci w jakieś godne miejsce.
I jednocześnie tęsknię za tym i jednocześnie właśnie tak żyję przeważnie.

Moje ideały młodości robiły wrażenie na dorosłych, na zakonnicy z klasztoru, do której napisałam kiedyś, że czuję powołanie. Ale te ideały były niezgodne z moim wiekiem, uśmierciły mnie za życia.

Przekonana, że postępuję słusznie skrywając się za listami, za życzeniami na kartkach urodzinowych, nie zauważałam tego, że prócz siebie nie mam nic. Że sprawiam przyjemność ludziom dając im jakieś drobne rzeczy, w które wkładam całe serce, ale to nie zmienia tego, że nie mam z nikim więzi.
A przecież czułam się takim dobrym człowiekiem!

I tak jak trzeba opiekować się ludźmi starszymi tak trzeba było opiekować się mną.


W każdym wieku należy eksploatować cechę, która jest temu wiekowi właściwa. - powiedział Z. Beksiński.


Dlatego może pora znaleźć inne wartości poza podejrzanym, bezinteresownym dobrem, przestać ukrywać swoje prawdziwe cele do zrealizowania, zasłaniać je robieniem czegoś dla kogoś.
Może pora przestać czekać bezczynnie na śmierć.

I może, skoro mam 20 lat, pora przestać być staruszką. I po raz pierwszy w życiu nie bać się wyjść z domu, być aktywną, do cholery.

czwartek, 26 lutego 2009

ZIELNIK KOBIET

Karty z zielnika - praca zaliczeniowa na temat "Gorący temat".

Kobiety od wieków porównywane były do kwiatów. Przyjrzyjmy się kobiecym chwastom.















edit: 2 ostatnie zrobiłam później, fotografowane w innym świetle, stąd różnica w odcieniu.

CUKIERECZKI



Praca zaliczeniowa na temat "Wspak".


Po lewej: słój z cukierkami - kupione cukierki pakowane ręcznie
Po prawej: wnętrze papierków na cukierki

edit: drugi rząd, karteczka nr 1 - miało być: pierwszym *prezentem*


Cel projektu: przez pozornie niewinny i niegroźny akt wzięcia cukierka wplątać biorącego w historie, w których nie chce on brać udziału, czuć winy. Wolałby przecież myśleć, że jest sam dla siebie i nic, co robi nie ma odbicia w losach innych.

Efekt: Nikt z poczęstowanych, po odpakowaniu i przeczytaniu tekstu z papierka nie miał ochoty zjeść swojego cukierka. Czyli sukces!

Edit: Facet potrafi. Eh, niewrażliwcy :)

OBRACAMOWIĄŻ




Projekt jest odpowiedzią na zadane hasło, I rok malarstwa, ASP Poznań.

Pełny tytuł: "Obracamowiążbezpasiastosłupowywklęsłowy pukłyciemnojasnyodtyłowoprzekątny"

Reżyseria, kostiumy & scenografia: Marta Kotwica

Aktorzy: Marta Kotwica & Jakub Ben

Montaż i wsparcie psychiczne: Jakub Ben

STOŁECZEK JAKUBOWY





Stołeczek wykonany przeze mnie z myślą o urodzinach mojego Kuby :)
Wykonany w 3 dni, w wakacje 2008 w kuchni rodziny tarnobrzeskiej.

zdjęcia: Kuba, Poznań

inspiracje:

* "Alicja w Krainie Czarów" - książka i fragm. filmów,
* Kris Kuksi [link]
* Lo Spedale degli Innocenti ("Szpital Niewiniątek"),
* dziecięce stoliki z nóżkami-ołówkami, końskimi kopytkami


PS Proszę o zwrócenie uwagi na zacieki na prawej piersi "Wielkiego Biustu" ;>

PS 2 Nie jestem specjalistą od mebli, więc nie odnawiałam starego stołka. I wyszedł taki śmieciowy zlepek staroci.

środa, 25 lutego 2009

pierwszy post

Oka na rosole - bo tak. Bo od wielu tygodni jestem fanką i twórcą zup - kurką domową po prostu. Bo lubię te oka wpatrzone we mnie, puszczające się jak... po rosole.
I chociaż nie zawsze nos mam w oparach zupy to właśnie te najmniejsze rzeczy wciąż przyciągają moją uwagę. Potrafią zachwycić, ułożyć się złośliwie w pleśń, warstwy kurzu na lustrze i osadu na dnie wanny.
Z gąbką w ręce czuję się jak rzeźnik nowych tworów, jak wandal karczujący bujne lasy lodówkowe, ale lepszy rzeźnik od brudasa (?).

Obiecywałam, że wrócę i wróciłam. Po roku przerwy - nowym blogiem.

Stara strona została tutaj [link]

Została na niej stara galeria prac, stara fascynacja każdą sesją fotograficzną z Kejt, w której brałam udział.

To nowe miejsce też chciałabym zasiedlić tekstem i obrazem, może nawet przemycić wyobrażenie zapachu.
Może będę opisywać głównie swoje prace, a może sny, może plamy w jakie układa się pasta do zębów po wypluciu do umywalki.


Nosiłam w sobie tę potrzebę pisania od roku i w końcu brzuch rozbolał mnie od tego tak bardzo, że muszę trochę to wypluć, pokaszleć wyrazowo.


Najpierw chciałabym wrzucić kilka prac z archiwum, a jak ten kaszel mi już przejdzie - już na zdrowo chcę prowadzić bloga :)