Oka na rosole - bo tak. Bo od wielu tygodni jestem fanką i twórcą zup - kurką domową po prostu. Bo lubię te oka wpatrzone we mnie, puszczające się jak... po rosole.
I chociaż nie zawsze nos mam w oparach zupy to właśnie te najmniejsze rzeczy wciąż przyciągają moją uwagę. Potrafią zachwycić, ułożyć się złośliwie w pleśń, warstwy kurzu na lustrze i osadu na dnie wanny.
Z gąbką w ręce czuję się jak rzeźnik nowych tworów, jak wandal karczujący bujne lasy lodówkowe, ale lepszy rzeźnik od brudasa (?).
Obiecywałam, że wrócę i wróciłam. Po roku przerwy - nowym blogiem.
Stara strona została tutaj [link]
Została na niej stara galeria prac, stara fascynacja każdą sesją fotograficzną z Kejt, w której brałam udział.
To nowe miejsce też chciałabym zasiedlić tekstem i obrazem, może nawet przemycić wyobrażenie zapachu.
Może będę opisywać głównie swoje prace, a może sny, może plamy w jakie układa się pasta do zębów po wypluciu do umywalki.
Nosiłam w sobie tę potrzebę pisania od roku i w końcu brzuch rozbolał mnie od tego tak bardzo, że muszę trochę to wypluć, pokaszleć wyrazowo.
Najpierw chciałabym wrzucić kilka prac z archiwum, a jak ten kaszel mi już przejdzie - już na zdrowo chcę prowadzić bloga :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz