Leżąc w wannie - wyjmuję korek.
Nogi uniesione do góry i oparte o ścianę.
Pierwszy raz w życiu decyduję się na śmierć nie z braku powietrza, ale z braku wody.
Zanurzone pod wodę uszy odzyskują po chwili, stopniowo słuch. Tak, jakby śmierć nie była traceniem zmysłów, oddalaniem się, ale pogłębianiem doznań, zbliżaniem się do czegoś, na co - w tej chwili się to czuje - czekało się całe życie.
Coraz mniej wody.
Jakby ktoś wyjął korek z dna jeziora. Konająca ryba.
Wody coraz mniej. Nogi są już suche.
Twarz jest coraz bliżej TEGO.
Schnę.
Ostatki wody zabulgotały groźnie.
Zdechłe zwierzę na dnie. Głuche. I ślepe. Wysuszone.
Śmierć jednak ogałaca.
___________________________________________
PS Chciałam nakręcić video, w którym życie uchodziłoby wraz z obniżaniem się poziomu wody - film na podstawie doświadczenia w wannie.
Stchórzyłam. Wystraszyłam się, że nie jestem dobrą aktorką. Nie poczułam się niczym zachęcona do zrealizowania tego. Video nie powstało.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz